Kontynuując historię niesfornej Dolly, zgodnie z obietnicą sąsiad Bruno pojawił się następny weekend z piękną wyremontowaną przyczepą i zabraliśmy Dolly do Jamaicar. Pan Jamaicar zabrał się do dzieła i w ciągu kilku dni rozebrał pół samochodu:
Najpierw stwierdził, że problem leży w świecach, potem że problem z regulacją zapłonu, więc musi wezwać bardziej doświadczonego kolegę, potem zabrał się jeszcze raz do dzieła sam i w końcu stwierdził że to jednak świeca, po której wymianie samochód powinien działać jak przysłowiowa „nówka”. Objeździł Dolly po okolicznych wioskach po czym dał nam znać że możemy ją zabrać. W sumie po ponad tygodniu awarii odebraliśmy Dolly i zabraliśmy ją do siebie.
W kolejną środę rano, zapakowałem uszczęśliwione dziewczynki do auta i pojechaliśmy rano do opiekunki – odcinek pierwszy – 2 kilometry. Ruszyłem do pracy, mina zadowolona, ludzie się uśmiechają, przedefilowałem przez centrum wioski, wszystko szło dobrze. Nagle po kolenych 2 kilometrach, nastąpił nagły spadek mocy, z silnika dobiegł dziwny dźwięk, potem krótki wybuch, wnętrze auta wypełniło się dymem i stanąłem na poboczu. Cóż robić, szczęśliwym trafem znajdowałem się jakieś 1.5 kilometra od ... Jamaicar, więc telefon, i po kwadransie byliśmy z Dolly w punkcie wyjścia.
Po kolejnych kilku dniach, Mr. Jamaicar zadzwonił do mnie mówiąc, że nie ma dobrych wiadomości, i dalej używając wielu niezrozumiałych dla mnie słów slangowych bądź mechanicznych (których nie zrozumiałbym pewnie również po Polsku) oznajmił że jest problem z „la culasse!”. Żeby wogóle zrozumieć o co chodzi musiałem poprosić o pomoc mojego francuskiego kolegę Luca który po rozmowie z moim super mechanikiem ustalił że sprawa rzeczywiście jest dość poważna. Dla wtajemniczonych – oto jak wygląda nasza pęknięta „la culasse” czyli inaczej głowica silnika w której zamontowane są świece:
Żeby już nie przedłużać napiszę krótko, że w ciągu dalszego zbiegu różnych okoliczności, poprzez znajomego innego kolegi z pracy udało mi się zdobyć nowiutką głowicę a sprzedawca Dolly zaoferował się ją zabrać z Jamaicar (najwyższy czas...) i naprawić samochód w swoim warsztacie po minimialnych kosztach.
Więc teraz trzymajcie kciuki bo jutro lub pojutrze odbieramy auto z naprawy i mamy nadzieję, że na 8 maja będziemy już mogli pojechać na paradę zwycięstwa naszym biało czerwonym roadsterem J.
Jedry, tak to jest z autami i tymi mechanikami.. chyba jedyne wyjście to ściągnąć sobie odpowiedniego PDF (zwanego Ci może teraz jako "le PDF") i zacząć grzebać samemu przy autku ;)) Musisz sobie tylko kupić taką deskorolkę żeby wjeżdżać pod i wyjeżdżać spod auta - widziałeś pewnie na dobrych amerykańskich filmach. I jakiś porządny kombinezon mechanika. I wtedy weekendy spędzasz w garażu. Czekam na zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńJuz 9ty a o Dolly brak wiesci.. Troche sie zaczynam niepokoic. Mam nadzieje ze rodzina jest tak pochlonieta przejazdzkami, ze po prostu nie ma kiedy pisac..
OdpowiedzUsuńSpoko, spoko, nowy wpisik już wkrótce... :)
OdpowiedzUsuńBędzie happy end albo może "Beginning of a beatufil friendship..."