No więc dzisiaj rano rozpocząłem moją przygodę z Dolly.
W ramach wprowadzenia na początku powiem tylko dla tych którzy nie wiedzą, że moja znajomość mechaniki jest bliska zeru...
Najpierw 8:30 pojechaliśmy z dziewczynkami do szkoły, po drodze wielka radość, wiatr we włosach mimo zamkniętego dachu, na parkingu przed szkołą same ciepłe powitania...
Potem zjazd z górki z do Aubagne, potem krótki wyskok na autostradę w kierunku Toulon i zjazd na drogę krajową do La Ciotat - piękna podróż w swobodnym tempie, pogoda ładna, stres zerowy, nie mogę jechać szybciej niż 70, max. 80km/h, inni mnie wyprzedzają ale to bardzej ich niż mój problem. Po 30 minutach (tylko 10 minut dłużej niż zwykle) byłem w biurze, gotowy do spotkania z wielkim szefem.
Po obiedzie postanowiłem wrócić w okolice domu żeby załatwić formalności związane z rejestracją auta. Droga z biura wiodła tuż obok wjazdu na autostradę więc się skusiłem i wjechałem. Dolly na początku szła dzielnie, mimo iż autostrada z La Ciotat pnie się dość mocno pod górkę. Po 2 kilometrach, dotarło do mnie jednak, że kobieta kapryśną jest, moc w silniku zaczęła po mału zanikać, żeby zaniknąć zupełnie, całe szczęści tuż przy najbliższym zjeździe z autostrady (kapryśna ale jednak łaskawa....).
Dalej było z górki, więc potoczyliśmy się spokojnie w dół, w kierunku Cassis, w którym znajduje się club Citroena 2CV. Wyglądało to na zrządzenie losu więc pojechaliśmy do klubu Mehari 2CV.
Pod bramą klubu musiałem zgasić silnik, jak spróbowałem odpalić, Dolly powiedziała mi po raz pierwszy "nie". Po paru próbach przekonałem ją i na jedyneczce pokonaliśmy ostatnie 400 metrów.
Na miejscu okazało się że tylko sprzedają części a najbliższy warsztat jest 20km stąd.
Głowa do góry, wsiadłem za kierownicę, odpaliłem i w tym momencie pojawił się z nikąd przemiły Kanadyjczyk, który na słuch stwierdził, że silnik źle pracuje i udzielił mi pierwszej ważnej rady - jak coś nie działa, ttrzeba zawsze najpierw podociskać wszystkie przewody w silniku :) I tak okazało się że przewód do świec jest przerwany na pół, po chwili był już wymieniony.
Ruszyliśmy dalej, po 2 kilometrach, przy ostrym podjeździe, po tym jak pod górę wyprzedził
mnie rowerzysta musiałem w końcu zjechać no pobocze. Po chwili pojawił się inny gość w Citroenie Mehari i już we dwóch siedzieliśmy pod maską. Okazało się że śruba przytrzymująca filtr powietrz się zdematerializowała więc zaczął latać po całym silniku... nie ma problemu, jak się zamknie klapę to klapa pytrzymuje filtr, więc można jechać. W asyście nowego znajomego, dalej na jedynce wspinaliśmy się dalej. Potem jeszcze 10 km i już byłem w domu.
Na dzisiaj wystarczy, ufff. Jutro Dolly odpoczywa, ja również :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPiekny pojazd! jak widze nabyty pod katem dostepnej wysokosci kabiny.. oprocz kolorystyki oczywiscie!
OdpowiedzUsuńa historia podrozy i kolejnych przygodnych znajomosci na poboczu drogi zupelnie jak z wypraw ogorkiem..