środa, 28 września 2011

Praca po francusku

To jest temat na bloga sam w sobie....

Nie wiem od czego zacząć, pewnie najlepiej od początku czyli od godzin pracy.

Dzień pracy we Francji zaczyna się teoretycznie chciałem napisać o godzinie 9 ale bardziej precyzyjnie będzie napisać około godziny 9. To jest tak normalnie bo znane są mi już konkretne przypadki osób dla których zaczyna się nie wcześniej niż o 10...

Wiem bo już pierwszym tygodniu pracy, ktoś uświadomił mnie, że tu na południu sporym nietaktem jest ustawienie przeze mnie spotkania na godzinę 9:30...  "słuchaj stary, jakby ci to powiedzieć, tu na południu nigdy przed 10:00..."
Jak już się dzień pracy zacznie to pierwszą i zdecydownie ważną czynnością jest kawa, która w przyzwoitych przypadkach zajume minut 15, w mniej przyzwoitych może trwać nawet do godziny. W trakcie kawy omawiamy najważniejsze wydarzenia biznesowe minionych i nadchodzących dni, obgadujemy kolegów z biura, komentujemy stroje osób wchodzących do pracy po nas (o ile takie się zdarzą), czyli jednym słowem życie korporacyjne w pigułce.

Po spożyciu kawy i odprowadzeniu, w trakcie miłej pogawędki kolegów do ich miejsc pracy, około 10 znajdujemy się w końcu przed komputerem.

Nie na długo bo zanim się człowiek obejrzy to już jest godzina 12 czyli pora lunchu. I tu występuje kilka rodzajów lunchów:
- lunch szybki w stołówce poniżej 30 minut - w praktyce nie występuje
- lunch szybki w stołówce około godziny, bez kawy - dla zapracowanych
- lunch szybki w stołówce około godziny z kawą czyli 1.5 godziny
- lunch właściwy w knajpie poza firmą - do 2 godzin...

Muszę przyznać że dopiero tutaj zrozumiałem co to znaczy celebrować jedzenie. Nikt się nie śpieszy, wszyscy spokojnie jedzą rozmowy płyną swobodnie. Po skończonym lunchu wszyscy udają się do kafeterii i spokojnie czekają w kolejce na swoje espresso. Pełen luz...

Dla dociekliwym podaję że tak, wino w stołówce jest ale resztki przyzwoitości podpowiadają żeby nie pić bo ryzykuje się zaśnięciem przed biurkiem. Większość nie pije.

I w ten sposób mamy godzinę 14. Jeżeli jesteśmy już po kawie możemy zacząć spowrotem pracować.
O 17 pierwsze biura zaczynają pustoszeć ale większość osób znika ok. godziny 18-19, najwytrwalsi później.

I tak przez 4 dni w tygodniu, bo jak pewnie słyszeliście w dużej części zakładów w tym pięknym kraju obowiązuje  RTT (Reduction du Temps de Travail - redukcja  czasu pracy) czyli 35 godzinny tydzień pracy. Co oznacza, że w piątki pracujemy krócej... no nie do końca bo po reformach Sarkozy'ego (nie wiem ile strajków ich to kosztowało ale na pewno sporo), ten przywilej został trochę ograniczony. W praktyce piątki pracujemy normalnie ale te 3 nadliczbowe odkładają się w formie urlopu :) - dodatkowe 10 dni rocznie.
Razem ze standardowymi 25 dniami, oraz 5 dniami za staż pracy daje to w sumie 40 dni urlopu rocznie. Na tym chyba na dzisiaj zakończę, żeby szczękanie waszych zębów nie prześladowało mnie dzisiaj w nocy.

W kolejny odcinku opowiem o Comite d'Entreprise czyli francuskim wydaniu Komisji Socjalnej - instucji sama w sobie, która wspiera nas biednych pracowników zakładów kapitalistycznych we wszystkim poczynając na dofinansowaniu wczasów, poprzez organizację degustacji wina, po....

Pozdrawiam,
JP

poniedziałek, 26 września 2011

Lawenda

Jak zapewne wszyscy wiedzą Prowansja kojarzy się zawsze z lawendą (niektórym kojarzy się również z różowym winem ale to już inna opowieść...).
Jak przystało na porządne prowansalskie domostwo, nasza działka również obfituje w lawendowe krzewy, które w tym roku dostarczyły nam sporych plonów.

Hania była mistrzem ceremonii:




 I na koniec nasze plony (mniej więcej jedna czwarta całości....):


Marineland

A tu kilka fotek z wielkiego akwarium Marienland w Antibes koło Nicei które odwiedziliśmy w połowie sierpnia.
Tu nawet nie trzeba specjalnie komentować - były foki, słonie morskie, delfiny, orki, rekiny i akwaria z egzotycznymi rybami. Nie tylko dziewczynkom się podobało, dorosłym czyli nam również.

Na pewno żelazny punkt programu dla wszystkich gości - wystarczy popatrzeć na zdjęcia - naprawdę super sprawa... :














 I prawdziwa Orka w wykonaniu Hani:




Dla zainteresowanych link:

Święty Vincent w Roquevaire

W ramach nadrabiania zaległości z sierpnia, poniżej kilka zdjęć z parady jaka odbyła się w Roquevaire z okazji święta naszej parafii czyli Świętego Vincenta 15.08.2011.











Taka mała prowansalska specyfika: każde miasteczko czy wioska posiada własnego osiołka, którego utrzymuje i który służy do reprezentowania wioski na okolicznych paradach. W paradach biorą udział ochotnicy reprezentujący swoje wioski, w tradycyjnych strojach i kolorowo przyozdobionych wozach.

Całość parady święci i pozdrawia po imieniu nasz proboszcz który wygląda jak lokalny mafiozo :):












Jak się domyślacie dziewczynki były zachwycone osiołkami.
My pod sporym wrażeniem, jak bardzo ludziom się chce poświęcać wolny czas na kultywowanie tradycji.
Było tak kolorowo i różnorodnie że naprawdę warto było popatrzeć.

poniedziałek, 19 września 2011

Smaki Starbridge

Zaczynamy od MELONÓW.
W zasadzie możemy powiedzieć, że to one królują na naszym owocowym rodzinnym stole. Rozkochaliśmy się w ich smaku i słodyczy zaopatrując się regularnie w ich zapas w lokalnym warzywniku (Vente a la ferme). Dostępne są w zasadzie 2 rodzaje prowansalskich melonów: pomarańczowy (Cavaillon) i miodowy (Vert). Pierwszy słodki, o gęstym i aromatycznym miąższu, drugi delikatny w smaku, o jasno zielonym, kruchym miąższu i miodowym aromacie.
A teraz FIGI.
Tych, co nie miara przy każdej drodze, czy w parku. Jednak nie o tych. Lecz o sprzedawanych na sztuki, w małych pudełeczkach, tych zielonych, i fioletowych, których smak to coś wręcz niebiańskiego. Podawanych w towarzystwie serów, bruschetty z miętą i aceto balsamico a la J.Olivier albo po prostu stand-alone. Figi pod delikatną skórką, lekko pomarszczoną i najlepiej spękaną, skrywają pod swoim płaszczem zatrzęsienie słodkich, lekko chrupiących pesteczek i delikatnego stonowanego miąższu, których cudny smak to kolejne oblicze Prowansji.

sobota, 17 września 2011

piątek, 16 września 2011

Goście, goście

Jeżeli się jeszcze zastanawiacie czy nas odwiedzić, wiedzcie że niestety nie będziecie już pierwsi...

Jako pierwszy dotarł do nas Marek z Iwoną oraz przyjaciółmi, którzy przez prawie dwa tygodnie lipca poświęcili się żeby pilnować domu i basenu :) podczas gdy my bawiliśmy jeszcze w Polsce. Iwona tak się temu zajęciu oddała, że przez cały dzień nie odstępowała basenu ani na krok i tylko przesuwała się dookoła z leżakiem utrzymując azymut na słońce :)
Kochani dziękujemy wam za dowiezienie samochodu, zapasu czarnego specjala i wymalowanie pokoi na przyjazd dziewczyn! Mamy nadzieję, że się podobało i jeszcze nas odwiedzicie.

Miłą niespodziankę sprawili nam również Klaudyna, Bartek (z psem...) i Klementyna którzy postanowili pomóc nam w rozpakowywaniu już w połowie sierpnia. Było bardzo miło i smacznie wystarczy spojrzeć na super zdjęcia zrobione przez Klaudynę:
https://picasaweb.google.com/106852859114639779805/GoscieGoscie

Po tej wizycie dziewczynki do teraz z uporem malują sobie na rękach tatuaże z psami, kotami i kotwicami i marsylskim marynarzami.

wtorek, 13 września 2011

Dlaczego Starbridge?

Na początek kilka słów wyjaśnienia skąd nazwa Starbridge?
Otóż od 1 sierpnia tego roku, dzięki uprzejmości Firmy Matki, zamieszkaliśmy całą czwórką (+kot) w miejscowości Pont de l'Etoile (z franc. Most Gwiazdy) znajdującej się około 20km pod Marsylią. Wioska leży w granicach admnistracyjnych większej miejsowości o nazwie Roquevaire.

Musimy szczerze przyznać, że decydując się na wyjazd do Francji nie spodziewaliśmy się, że uda nam się trafić na tak fajne miejsce do mieszkania. Ale widać takie już chyba mamy szczęście w życiu - poczynając od domu w Piasecznie (dzięki Wuju Krzysztofie), poprzez Ujeścisko (dzięki Rodzice) po nasze ukochane mieszkanie na Batorego.
Dla tych którzy jeszcze nie wiedzą - mieszkamy w domu położonym 1km od wioski Pont de l'Etoile, praktycznie na wsi, w domu z ogrodem (oleandry, lawenda), pięknym widokiem na góry oraz basenem. Sam dom po zapełnieniu naszymi meblami z Polski stał się przytulnym miejscem, czujemy się tu już naprawdę jak u siebie. Mówiąc o domu nie można oczywiście zapomnieć o pięterku na którym znajdują się 2 sypialnie z osobną łazienką, wszystko właśnie w trakcie meblowania przez Kasię, w oczekiwaniu na gości. Dla zainteresowanych podaję adres:
10 Chemin des Pansieres
13360 Roquevaire

Parę zdjęć domu:
picasaweb.google.com

Ufff... no to pierwszy poważny wpis mamy za sobą (13tego...), zobaczymy jak nam dalej pójdzie...
Pozdrawiam i do usłyszenia wkrótce, Jean-Pierre (JP)

poniedziałek, 5 września 2011

Powitanie

Kochani,

Mamy nadzieję, że to wirtualne miejsce będzie pomagało nam pozostawać w stałym kontakcie z wszystkimi naszymi Przyjaciółmi i Rodziną podczas naszej francuskiej przygody którą właśnie rozpoczęliśmy.

Pozdrawiamy serdecznie i życzymy miłej lektury,

Kasia & Andrzej